Przejdź do głównej zawartości

Szwecja

Wiele osób uważa, że tylko wyprawa za granicę jest warta chwalenia się znajomym. Uważam zupełnie odwrotnie, czyli że zbyt dużo osób spędziło zbyt wiele czasu na wycieczka zagranicznych, a nie zna atrakcji własnego powiatu. Ale pomimo to postanowiłem pochwalić się, że ja też byłem za granicą.
Rodzice jeżdżą dość regularnie do północnej Szwecji do swojego przyjaciela na ryby. Nie jestem jakimś strasznym zwolennikiem tego sportu, ale dałem się dwa razy namówić na taką wyprawę. Przywiozłem z jednej z nich dwie podobne podkoszulki dla swoich dzieci.

I mnóstwo ciekawych spostrzeżeń pokazujących różnice w zwyczajach i kulturze między Polską i Szwecją. W czasie jednej z wypraw poleciałem samolotem do Sztokholmu i obszedłem tam przez cały dzień tyle ile tylko mi się udało obejść. Nie zwiedzałem muzeów tylko krążyłem po uliczkach w różnych dzielnicach próbując wczuć się w ich klimaty. W jednym z miejsc znalazłem prezentowane podkoszulki.
Zdziwieniem związanym ze złą sławą Szwecji w obszarze alkoholu był hipermarket z winami. Sklep na oko minimum 3-4 tysiące metrów kwadratowych (większy niż mój lokalny Tesco Express) z olbrzymimi witrynami wychodzącymi na mocno uczęszczaną ulicę niedaleko dworca kolejowego. Po lewej stronie od głównej alejki wina białe, po drugiej czerwone. Każdy następny rząd regałów oznaczony cenami, duże etykiety ze szczepami i krajami. Wybór ... NIESAMOWITY! I ceny, zwłaszcza w obszarze droższych win, niższe niż w Polsce.

Ale największe zdziwienie, które polecam każdemu to jazda pociągiem. Po całym dniu chodzenia dotarłem na dworzec. Zjadłem coś gdzieś w jakiejś kafejce, ale miałem też kanapki zrobione na drogę. Kupiłem jakieś picie, wsiadłem do pociągu i zanim ruszył wyciągnąłem kanapkę i zacząłem jeść. Siedziałem w dużym wagonie typu kowbojka bez przedziałów. I gdy zacząłem jeść 30 albo 40 osób które siedziało w tym samym wagonie zamilkło. Poczułem się taki mały jak krasnoludek. A jedzenie stanęło mi w gardle i nie mogłem przełknąć. W końcu zjadłem a rozmowy po chwili wróciły do normy.

Po 15 minutach pociąg ruszył i dopiero wtedy zrozumiałem co zrobiłem. Nie wyjechaliśmy jeszcze za przedmieścia, gdy WSZYSCY!!! zaczęli wyciągać jedzenie. Ale nie tylko jedli, ale smakowali, aż mlaskali. I wymieniali się jedzeniem. Nie znam szwedzkiego, ale rozumiałem to bez tłumaczenia: "A co masz dobrego?", "Chcesz się zamienić albo spróbować mojego?", "A ja zrobiłem taki sam pasztet ale inaczej i mój jest lepszy!". I tak przez godzinę. Byli łaskawi i mnie też poczęstowali.

Kolejne zdziwienie, znane z opowieści, to bezpieczeństwo i poszanowanie cudzej własności. W miasteczkach ludzie zostawiają w otwartym samochodzie kluczyki w stacyjce, a czasem nawet torebkę z pieniędzmi. Wędka zostawiona omyłkowo nad rzeką rok wcześniej zginęła ... i znalazła się pod dachem najbliższego wiatrochronu powieszona tam na specjalnie wbitych w belkę gwoździach. Niestety sąsiedzi mówią, że tak się dzieje tylko na północy. Sztokholm już nie jest taki przyjazny.

Kolejna ciekawostka - warto zajrzeć do Uppsali (polecam zacząć od Gamla Uppsala) obejrzeć grób Celsjusza i koegzystencję starych wierzeń z tamtych regionów z kościołem katolickim ... i Panią Ksiądz (przyznam, że w kilku kościołach w których byłem w Szwecji nie widziałem ani jednego księdza - faceta).

No i na koniec znaki drogowe. Jest ich tak mało, że po powrocie do Polski przez pierwsze kilka dni bolała mnie głowa. Na oko tam jest 10-20 razy mniej znaków drogowych niż u nas. Można? I podobno mniej wypadków niż u nas, choć Szwedzi kochają przekraczać ograniczenia prędkości nie mniej niż Polacy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Schronisko Przysłop pod Baranią Górą

Cóż powiedzieć. Chcieliśmy z żoną ominąć to schronisko bo jak wiadomo (na szczęście to już historia) gorszego w Polsce nie było. No i na szczęście weszliśmy do środka. Pozytywny szok to zbyt słabe określenie tego co przeżyliśmy. Ciepło, miło, wspaniały zapach z kuchni, obie sale jadalne nabite tak, że niemal nie da się gdzie usiąść. I oczywiście gadżety (w tym podkoszulki) akurat dla mnie. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęły się zmiany, wydaje mi się że latem zeszłego roku było jeszcze nieciekawie, ale czas tak szybko biegnie, że może to było latem dwa lata temu. I co mogę napisać? Pyszne jedzenie, w tym doskonałe jedzenie wegetariańskie, choć takie mam wrażenie, że gdybym przeszedł na tą formę spożywania, byłbym głodny (może warto wprowadzić dodatkowo coś wegańskiego dla drwala?). Warto zwrócić uwagę, że nawet wegetarianki potrafią tam polecić doskonałego schabowego bez niepotrzebnego krzywienia się na to słowo. Pierogi, naleśniki, zupy, naprawdę duży wybór. I ceny w porównaniu ze s

Aplikacje krytyczne

Dziś pierwszy komercyjny efekt prowadzenia mojego bloga, czyli podkoszulka, której nie kupiłem czy zdobyłem w ramach jakiejś wyprawy czy wydarzenia, tylko dostałem do opisania od jej producenta. Konkretnie od firmy, która za pomocą tej podkoszulki chciałaby zachęcić programistów do pracy w ich firmie. No i jako że zaczynałem swoją przygodę z informatyką od programowania oraz w związku z tym, że różne symboliczne języki programowania nie są mi obce ... trochę się przestraszyłem. Czego? Ano tego, że slogan zapisany na podkoszulce wcale nie zachęciłby mnie do pracy w tej firmie? Czemu? Gdyby formalnie potraktować to co zapisane jest na podkoszulce dostaje się komunikat: Jedz, pracuj (koduj) i śpij aż do śmierci. Hmmmmmmm .... Czy na pewno jest to dobra zachęta do zatrudnienia się i pracy w firmie Aplikacje krytyczne ? Ze strony wynika, że firma zajmuje się ciekawymi kwestiami w obszarze finansów publicznych ... ciekawe jak się u nich pracuje?

Góry Stołowe

Kiedyś często odwiedzałem ten region "zawodowo" i poznawałem jego fragmenty niejako "przy okazji". Teraz w ramach dłuższego odpoczynku tydzień w Kudowie. Chyba nie ma wątpliwości, że postanowiliśmy porównać wszystkie atrakcje Gór Stołowych. Wydaje mi się, że najlepszą kolejnością żeby je obejrzeć jest zaczynanie od Błędnych Skał. Są najmniejsze i mimo kilku ciekawych formacji chyba najmniej spektakularne. Jeśli chcecie wjechać samochodem, to trzeba być równo o pełnej godzinie przed szlabanem wjazdowym. Co prawda formalnie można wjeżdżać do "15-ście po", ale obowiązuje zegarek osoby sterującej ruchem i nas nie chcieli wpuścić choć według nas była 10:12. Z drugiej strony słusznie - wiele lat temu wjechałem zgodnie z czasem i w połowie drogi okazało się, że zjeżdżający autokar miał opóźnienie. Da się przeżyć, ale doświadczenie niezapomniane. Nie polecam też szlaku wzdłuż drogi wjazdowej - zwyczajnie nieciekawa. My pojechaliśmy na Lisią Przełącz i stamtąd p