Przejdź do głównej zawartości

Adrszpasko-Teplickie Skalne Miasto

W lipcu 2019 roku, gdy odpoczywaliśmy w Kłodzku, w Górach Stołowych i Masywie Śnieżnika odwiedziliśmy również czeski fragment należący do większego zagłębia parków krajobrazowych tego regionu, czyli Adrszpasko-Teplickie Skalne Miasto (wspominałem już o nim, ale dziś zebrało mi się na samodzielny większy wpis).

Na wyprawę warto wyjechać z Polski dość wcześnie, tak aby być na miejscu najpóźniej o godzinie 10 rano. Mamy wtedy szansę zaparkować stosunkowo blisko, ale znacznie ważniejsze jest to, że mamy szansę obejrzeć to piękne miejsce przy w miarę niewielkim zatłoczeniu. My zaczęliśmy od strony Adrspach i to chyba jest lepszy kierunek.

Ale zanim pojechaliśmy na miejsce wymieniliśmy polskie złote na czeskie korony ... i to był błąd. Już na parkingu okazało się, że opłata za cały dzień płatna złotymi jest niższa, niż w koronach po przeliczniku z poprzedniego dnia z kantoru w Kudowie. Przy okazji okazało się, że poza oficjalnym biletem do parku, za który można zapłacić kartą wszędzie można płacić polską walutą. Więcej! W każdym miejscu gdzie płacisz od razu pada pytanie o walutę reszty i możesz ją dostać w dowolnej postaci, włącznie z Euro. I zawsze po normalnym przeliczniku, a nie jakimś strasznie zbójeckim.

Po wejściu do parku warto zapoznać się z panującymi tam wytycznymi. Najważniejsze to przejście parku zgodnie z wytyczonym kierunkiem. Dzięki temu można zobaczyć wszystkie atrakcje (a jest ich naprawdę dużo) z właściwej perspektywy ... a czasem w ogóle zobaczyć, bo idąc pod prąd nie widać części skał i części tabliczek z informacją gdzie patrzyć. Oczywiście Polak potrafi! i znalazło się kilka osób, które koniecznie musiały iść pod prąd skutecznie korkując kilka wąskich przejść.

Jak każde wyróżnione miejsce w tym regionie Adrspaske Skalne Miasto różni się od Szczelińca, Błędnych Skał czy Skalnych Grzybów, które można zobaczyć po polskiej stronie. Chyba najłatwiej porównać je wyglądem do Błędnych skał o wymiarach porównywalnych do Szczelińca, choć więcej tu wąwozów i pojedynczych obiektów, których wygląd przypomina konkretne przedmioty czy osoby z życia codziennego.

Według mnie warto dopłacić za pływanie łódką po wewnętrznym jeziorku. Może śmieszne opowieści kapitana nie zabijają śmiechem do końca, ale widoki są bardzo ciekawe. Warto tylko wspomnieć, że jest to jedyne na świecie jeziorko, które nawet w największy mróz nie zamarza. Ale nie powiem czemu, żeby nie spalić puenty wycieczki.

Od razu przed wyjazdem założyliśmy, że przejdziemy na piechotę do Teplickich Skał, więc po rejsie poszliśmy właśnie w ich kierunku. Sugeruję przejście przez Zabor. Co prawda drogowskazy sugerują, że trzeba nadrobić wtedy ponad godzinę, ale w praktyce wychodzi się w połowie trasy w Teplicach, więc rzeczywiste wydłużenie to nie więcej niż 15-20 minut a widoki (znacznie lepsze niż z wierzy widokowej w Teplicach) i odosobnienie warte tego wysiłku.

Powrót na parking do Adrspach lokalną kolejką, w której Pani Konduktor sięga do olbrzymiej konduktorskiej torby i w ciemno wydaje resztę co do grosza w tej walucie w której zapłaciłeś bez oglądania monet, które wygrzebuje ze swojej torby.

W powrotnej drodze mieliśmy ochotę na jedzenie w Chacie Hvezda, którą polecało nam niezależnie kilka osób ... ale zgodnie z nierozpoznanym mi przez lata zwyczajem schronisko to było zamknięte. Podobny problem napotkał również nasz syn, który chciał kiedyś skrócić drogę z Andrzejówki do Pasterki przez Czechy i okazało się że w sezonie turystycznym znów przez kilka dni schronisko jest nieczynne. Przyznam się, że miałem już tyle niemiłych przypadków z nieczynnymi Czeskimi schroniskami, że powoli przestaję im ufać.

Zjedliśmy w Hotelu na Mytel Jedzenie dobre ... choć nie potrafiliśmy się dogadać w sprawie ryby i w końcu na talerzu wylądował tuńczyk zamiast pstrąga.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Schronisko Przysłop pod Baranią Górą

Cóż powiedzieć. Chcieliśmy z żoną ominąć to schronisko bo jak wiadomo (na szczęście to już historia) gorszego w Polsce nie było. No i na szczęście weszliśmy do środka. Pozytywny szok to zbyt słabe określenie tego co przeżyliśmy. Ciepło, miło, wspaniały zapach z kuchni, obie sale jadalne nabite tak, że niemal nie da się gdzie usiąść. I oczywiście gadżety (w tym podkoszulki) akurat dla mnie. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęły się zmiany, wydaje mi się że latem zeszłego roku było jeszcze nieciekawie, ale czas tak szybko biegnie, że może to było latem dwa lata temu. I co mogę napisać? Pyszne jedzenie, w tym doskonałe jedzenie wegetariańskie, choć takie mam wrażenie, że gdybym przeszedł na tą formę spożywania, byłbym głodny (może warto wprowadzić dodatkowo coś wegańskiego dla drwala?). Warto zwrócić uwagę, że nawet wegetarianki potrafią tam polecić doskonałego schabowego bez niepotrzebnego krzywienia się na to słowo. Pierogi, naleśniki, zupy, naprawdę duży wybór. I ceny w porównaniu ze s...

Paryż

Tym razem Paryż zupełnie nie służbowo. Bilety kupione chyba w lipcu lub sierpniu za pieniądze porównywalne z biletem kolejowym do Koluszek (i nie mówię o Pendolino). Skąd mogliśmy wiedzieć, że trafimy w środek protestu żółtych kamizelek? Na szczęście zamiast nich żona nałożyła naprędce zakupioną podkoszulkę i już byliśmy rozpoznawani przez francuską policję jako nieszkodliwi turyści. A trzeba przyznać, parafrazując Kazimierza Wierzyńskiego, że policja francuska bije ludzi z takim smakiem, że dawne polskie ZOMO wiele by się mogło nauczyć. Wiem, bo widziałem kilka francuskich demonstracji z bliska, w tym olbrzymią przeciwko zwiększeniu liczby godzin pracy w tygodniu kilka lat temu. Przyznam, że te były wyjątkowo nieciekawe, zwłaszcza że wyjątkowo często zdarzały się w czasie tych demonstracji kradzieże i to z najdroższych sklepów (Dior, Apple) - ze Starbucksa nikt kubeczków nie kradł. Ale nie demonstracje były najważniejsze w naszym wyjeździe Dla mnie największa żenada to to, że a...

Biuro rzeczy znalezionych na Krawcow Wierch

Żona twierdzi, że znów ją chciałem zamordować. A trasa miała raptem 26 km, 1300 metrów podejść i 1250m zejść oraz 40 punktów GOT (które nic mi nie mówią). Po śniadaniu wyszliśmy ze schroniska na Przegibku i ruszyliśmy w kierunku Bacówki na Krawcow Wierch. Początkowo szło się nam rewelacyjnie. Bacówkę na Rycerzowej (niestety nie wchodziłem i nie wiem czy mają swoje podkoszulki), przełęcz Przysłop (ile tych Przysłopów jest?) i Talapkov "zrobiliśmy" w czasie krótszym niż wynikało to z map i drogowskazów. Przy czym nie za bardzo wiemy jak, bo pierwsze kilkaset metrów za Przyslopem w kierunku na Talapkov jest podejście stromizną niemal 60 stopniową po glinie usianej kamieniami. Przyznam, że nie wiem jak można tamtędy zejść w ogóle, a jak zejść w czasie ulewnego deszczu - nie pytajcie. Potem niestety było gorzej. Wydawało się nam że lecimy galopem, niestety na przełączy pod Oszastem, gdzie odchodzi żółty szlak na stronę słowacką byliśmy spóźnienie prawie godzinę. Jednym z pow...