Przejdź do głównej zawartości

Masyw Śnieżnika

Kolejny dzień w Kotlinie Kłodzkiej, tym razem znów górski. Zaczynamy od parkingu w Kletnie z nadzieją, że po drodze na Śnieżnik odwiedzimy Jaskinię Niedźwiedzią i Schronisko Fastnachta.
Już od pierwszego drzewa witają nas informacje, że dzisiaj nie ma co próbować wejść do Jaskini Niedźwiedziej bez wcześniejszej rezerwacji. Niestety system rezerwacyjny działa bardzo opornie, rezerwacja jest zwykłym zgłoszeniem przez formularz z informacją, że... rezerwacja nie gwarantuje miejsca na wybrane wejście i sugestią, żeby rezerwować wejście telefonicznie. Oczywiście telefonu nikt nie odbiera.

Na szczęście sytuacja była taka, jak się spodziewałem, czyli po kilka wolnych miejsc na każde miejsce było dostępne, mimo tego, że była to sobota, choć ... proszę nie traktować tego jako gwarancję wejścia bez rezerwacji. Może mieliśmy szczęście.

Co do samej jaskini ... byłem w niej kilka razy ponad 15 lat temu i przyznam że się zawiodłem. Spodziewałem się jakiś zmian w porównaniu do tego okresu a okazało się że jest to jedna z niewielu skamienielin, która nie zmieniła się przez ten czas. Ani kawałka udostępnionego nowego korytarza (choć odkryto ich wiele w tym czasie), ani nawet podkoszulki, choć sklepik z pamiątkami się trochę rozrósł. Przyznam pewien zawód przeżyłem.

Po jaskini azymut na Schronisko na Śnieżniku i potem sam Śnieżnik. Zaryzykuję, że jest to schronisko, które jako pierwsze miało swoją podkoszulkę, ewentualnie może konkurować w tym ze Strzechą Akademicką. W każdym razie na pewno mówimy o podkoszulkach jeszcze z poprzedniego wieku, przy czym poprzedni wzór podkoszulki był dużo delikatniejszy, chyba fajniejszy. Natomiast bawełna w obecnych podkoszulkach jest klasy "najwyższe premium".

Niezłe jedzenie, choć nie tak rewelacyjne jak na Przegibku. Należy jednak przyznać, że na Przegibku dziennie pojawia się mniej osób niż tu w godzinę, więc różnica jest zrozumiała. Potem szybko na szczyt, bo pogoda była kapryśna.

A w dół ... hulajnoga. Przy samym schronisku stało kilkadziesiąt hulajnóg na dużych kołach i grubych oponach. Takiej przyjemnej jazdy dawno nie przeżyłem. Jako że padał deszcz cała woda z tylnego koła chlapała gdzie się dało, przy czym starała się najbardziej wcisnąć pod kurtką na plecy ... od dołu oczywiście. W taką pogodę na parkingu trzeba się było przebrać włącznie z majtkami.

W drodze powrotnej Schronisko Jagodna. Nic nie napiszę bo mieli swoje podkoszulki ... ale nie w moim rozmiarze, więc na pewno tam wrócę. No może tylko że jedzenie dość proste, drwalskie (zarówno w obszarze wielkości i kompozycji), ale w sumie bardzo pyszne i ciekawe. Dużo osób przyjeżdża z daleka żeby tam zjeść, bo do schroniska da się dojechać asfaltową drogą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Schronisko Przysłop pod Baranią Górą

Cóż powiedzieć. Chcieliśmy z żoną ominąć to schronisko bo jak wiadomo (na szczęście to już historia) gorszego w Polsce nie było. No i na szczęście weszliśmy do środka. Pozytywny szok to zbyt słabe określenie tego co przeżyliśmy. Ciepło, miło, wspaniały zapach z kuchni, obie sale jadalne nabite tak, że niemal nie da się gdzie usiąść. I oczywiście gadżety (w tym podkoszulki) akurat dla mnie. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęły się zmiany, wydaje mi się że latem zeszłego roku było jeszcze nieciekawie, ale czas tak szybko biegnie, że może to było latem dwa lata temu. I co mogę napisać? Pyszne jedzenie, w tym doskonałe jedzenie wegetariańskie, choć takie mam wrażenie, że gdybym przeszedł na tą formę spożywania, byłbym głodny (może warto wprowadzić dodatkowo coś wegańskiego dla drwala?). Warto zwrócić uwagę, że nawet wegetarianki potrafią tam polecić doskonałego schabowego bez niepotrzebnego krzywienia się na to słowo. Pierogi, naleśniki, zupy, naprawdę duży wybór. I ceny w porównaniu ze s...

Paryż

Tym razem Paryż zupełnie nie służbowo. Bilety kupione chyba w lipcu lub sierpniu za pieniądze porównywalne z biletem kolejowym do Koluszek (i nie mówię o Pendolino). Skąd mogliśmy wiedzieć, że trafimy w środek protestu żółtych kamizelek? Na szczęście zamiast nich żona nałożyła naprędce zakupioną podkoszulkę i już byliśmy rozpoznawani przez francuską policję jako nieszkodliwi turyści. A trzeba przyznać, parafrazując Kazimierza Wierzyńskiego, że policja francuska bije ludzi z takim smakiem, że dawne polskie ZOMO wiele by się mogło nauczyć. Wiem, bo widziałem kilka francuskich demonstracji z bliska, w tym olbrzymią przeciwko zwiększeniu liczby godzin pracy w tygodniu kilka lat temu. Przyznam, że te były wyjątkowo nieciekawe, zwłaszcza że wyjątkowo często zdarzały się w czasie tych demonstracji kradzieże i to z najdroższych sklepów (Dior, Apple) - ze Starbucksa nikt kubeczków nie kradł. Ale nie demonstracje były najważniejsze w naszym wyjeździe Dla mnie największa żenada to to, że a...

Biuro rzeczy znalezionych na Krawcow Wierch

Żona twierdzi, że znów ją chciałem zamordować. A trasa miała raptem 26 km, 1300 metrów podejść i 1250m zejść oraz 40 punktów GOT (które nic mi nie mówią). Po śniadaniu wyszliśmy ze schroniska na Przegibku i ruszyliśmy w kierunku Bacówki na Krawcow Wierch. Początkowo szło się nam rewelacyjnie. Bacówkę na Rycerzowej (niestety nie wchodziłem i nie wiem czy mają swoje podkoszulki), przełęcz Przysłop (ile tych Przysłopów jest?) i Talapkov "zrobiliśmy" w czasie krótszym niż wynikało to z map i drogowskazów. Przy czym nie za bardzo wiemy jak, bo pierwsze kilkaset metrów za Przyslopem w kierunku na Talapkov jest podejście stromizną niemal 60 stopniową po glinie usianej kamieniami. Przyznam, że nie wiem jak można tamtędy zejść w ogóle, a jak zejść w czasie ulewnego deszczu - nie pytajcie. Potem niestety było gorzej. Wydawało się nam że lecimy galopem, niestety na przełączy pod Oszastem, gdzie odchodzi żółty szlak na stronę słowacką byliśmy spóźnienie prawie godzinę. Jednym z pow...