Przejdź do głównej zawartości

Rajd ojców. Barania Góra 22-23 września 2018

Jako ojciec karmiący (przynajmniej czasami) nie mogłem nie zwrócić uwagi na tą podkoszulkę i to wydarzenie. Co prawda nie udało mi się zamienić z żadnym uczestnikiem rajdu na tą podkoszulkę (a w zamian oferowałem naprawdę ciekawe), ale zdjęcie udało mi się zrobić.
Nocowałem z żoną i synem w schronisku na Przysłopie (pełna relacja z całego wydarzenia wkrótce, tu opis z poprzednich odwiedzin w tym schronisku) i spotkaliśmy tam kilku miłych ojców wraz ze swoimi dziećmi. Przyznam, że to niesamowita inicjatywa. Sam wiem jak taka integracja pozytywnie wpływa na komunikację z dziećmi, gdyż mam dwóch synów i czasami zdarza się nam "prawdziwa męska przygoda", gdy odcinamy moją żonę od naszych wypraw.

Początkowo obawiałem się jak panowie poradzą sobie z taką zgrają dzieciaków ubranych w podkoszulki z identycznym obrazkiem, tylko nadrukowanym na żółtych podkoszulkach (ciekawe czy chodziło o to, żeby odróżnić ojców od synów?). Jednak widać było, że towarzystwo jest doskonale zgrane. Po posiłku podkoszulki dzieci wyglądały tak samo jak przed jedzeniem, a wieczorem i w nocy nie było słychać żadnych płaczów i awantur. Nie wiem jak grupa sprawowała się na szlaku, ale biorąc od uwagę, że do tego schroniska raczej nie da się dojechać prywatnym samochodem, a dojście dla dorosłego zajmuje ponad 2 godziny, należy podejrzewać, że dzieciaki nieźle chodziły po górach.

Z tego co zrozumiałem spotkani ojcowie częściej powtarzają podobne akcje. Wcześniej byli między innymi na spływie kajakowym. Przyznam, że takie ojcowskie integracje powinno się szerzej propagować, bo ciągle w Polsce widok faceta z dzieckiem w nosidełku czy właśnie w górach, samodzielnie bez matki budzą dziwne spojrzenia i skojarzenia.

A trzeba powiedzieć, że nie jest to nic nietypowego, bo sam często zajmowałem czy zajmuję się swoimi synami. A raptem kilka tygodni wcześniej pływając po Kanale Elbląskim spotkaliśmy dwóch ojców z córkami (bez ukochanych mamuś). I jak zdążyliśmy zauważyć zarówno panowie jak i ich córki były przeszczęśliwe na tych wakacjach.

Ciekawe skąd w Polsce takie dziwne podejście, że ojcowie nie potrafią się dobrze zajmować swoimi dziećmi i nie chcą tego robić?

Komentarze

  1. Po prostu odwieczna tradycja, że ojcowie albo właśnie na wojnie albo już ich nie ma.

    Obecnie przekłada sie to na , albo walczą o byt rodziny (lepszy ), albo padli - chwilowo lub całkowicie :(< .


    Jak widać czasami należy tworzyć nową tradycję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tradycja rewelacyjna, choć w drodze między Stożkiem a Kubalonką widzieliśmy tatę z dzieckiem, przy czym synek miał tak pod pięćdziesiątkę a tatuś zdrowo po siedemdziesiątce. Tyle że bez podkoszulek byli. A ojcowie ... niech nie padają

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Schronisko Przysłop pod Baranią Górą

Cóż powiedzieć. Chcieliśmy z żoną ominąć to schronisko bo jak wiadomo (na szczęście to już historia) gorszego w Polsce nie było. No i na szczęście weszliśmy do środka. Pozytywny szok to zbyt słabe określenie tego co przeżyliśmy. Ciepło, miło, wspaniały zapach z kuchni, obie sale jadalne nabite tak, że niemal nie da się gdzie usiąść. I oczywiście gadżety (w tym podkoszulki) akurat dla mnie. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęły się zmiany, wydaje mi się że latem zeszłego roku było jeszcze nieciekawie, ale czas tak szybko biegnie, że może to było latem dwa lata temu. I co mogę napisać? Pyszne jedzenie, w tym doskonałe jedzenie wegetariańskie, choć takie mam wrażenie, że gdybym przeszedł na tą formę spożywania, byłbym głodny (może warto wprowadzić dodatkowo coś wegańskiego dla drwala?). Warto zwrócić uwagę, że nawet wegetarianki potrafią tam polecić doskonałego schabowego bez niepotrzebnego krzywienia się na to słowo. Pierogi, naleśniki, zupy, naprawdę duży wybór. I ceny w porównaniu ze s...

Paryż

Tym razem Paryż zupełnie nie służbowo. Bilety kupione chyba w lipcu lub sierpniu za pieniądze porównywalne z biletem kolejowym do Koluszek (i nie mówię o Pendolino). Skąd mogliśmy wiedzieć, że trafimy w środek protestu żółtych kamizelek? Na szczęście zamiast nich żona nałożyła naprędce zakupioną podkoszulkę i już byliśmy rozpoznawani przez francuską policję jako nieszkodliwi turyści. A trzeba przyznać, parafrazując Kazimierza Wierzyńskiego, że policja francuska bije ludzi z takim smakiem, że dawne polskie ZOMO wiele by się mogło nauczyć. Wiem, bo widziałem kilka francuskich demonstracji z bliska, w tym olbrzymią przeciwko zwiększeniu liczby godzin pracy w tygodniu kilka lat temu. Przyznam, że te były wyjątkowo nieciekawe, zwłaszcza że wyjątkowo często zdarzały się w czasie tych demonstracji kradzieże i to z najdroższych sklepów (Dior, Apple) - ze Starbucksa nikt kubeczków nie kradł. Ale nie demonstracje były najważniejsze w naszym wyjeździe Dla mnie największa żenada to to, że a...

Biuro rzeczy znalezionych na Krawcow Wierch

Żona twierdzi, że znów ją chciałem zamordować. A trasa miała raptem 26 km, 1300 metrów podejść i 1250m zejść oraz 40 punktów GOT (które nic mi nie mówią). Po śniadaniu wyszliśmy ze schroniska na Przegibku i ruszyliśmy w kierunku Bacówki na Krawcow Wierch. Początkowo szło się nam rewelacyjnie. Bacówkę na Rycerzowej (niestety nie wchodziłem i nie wiem czy mają swoje podkoszulki), przełęcz Przysłop (ile tych Przysłopów jest?) i Talapkov "zrobiliśmy" w czasie krótszym niż wynikało to z map i drogowskazów. Przy czym nie za bardzo wiemy jak, bo pierwsze kilkaset metrów za Przyslopem w kierunku na Talapkov jest podejście stromizną niemal 60 stopniową po glinie usianej kamieniami. Przyznam, że nie wiem jak można tamtędy zejść w ogóle, a jak zejść w czasie ulewnego deszczu - nie pytajcie. Potem niestety było gorzej. Wydawało się nam że lecimy galopem, niestety na przełączy pod Oszastem, gdzie odchodzi żółty szlak na stronę słowacką byliśmy spóźnienie prawie godzinę. Jednym z pow...