Przejdź do głównej zawartości

Paryż

Tym razem Paryż zupełnie nie służbowo. Bilety kupione chyba w lipcu lub sierpniu za pieniądze porównywalne z biletem kolejowym do Koluszek (i nie mówię o Pendolino). Skąd mogliśmy wiedzieć, że trafimy w środek protestu żółtych kamizelek? Na szczęście zamiast nich żona nałożyła naprędce zakupioną podkoszulkę
i już byliśmy rozpoznawani przez francuską policję jako nieszkodliwi turyści.

A trzeba przyznać, parafrazując Kazimierza Wierzyńskiego, że policja francuska bije ludzi z takim smakiem, że dawne polskie ZOMO wiele by się mogło nauczyć. Wiem, bo widziałem kilka francuskich demonstracji z bliska, w tym olbrzymią przeciwko zwiększeniu liczby godzin pracy w tygodniu kilka lat temu. Przyznam, że te były wyjątkowo nieciekawe, zwłaszcza że wyjątkowo często zdarzały się w czasie tych demonstracji kradzieże i to z najdroższych sklepów (Dior, Apple) - ze Starbucksa nikt kubeczków nie kradł. Ale nie demonstracje były najważniejsze w naszym wyjeździe

Dla mnie największa żenada to to, że ani w muzeum Gare d'Orsay ani w Centrum Pompidou nie było podkoszulek! Zarówno w jednym jak i w drugim miejscu było wiele ciekawych gadżetów, ale tego oczekiwanego przeze mnie NIE! Tym dziwniejsze jest to, że były nawet zestawy do malowania płóciennych torbach z przygotowanym poddrukiem, mnóstwo innych ciekawostek, a tego nie. Natomiast w Luwrze poza obrzydliwą podkoszulką z Mona Lisą była podkoszulka z obrazem "Wolność wiodąca lud na barykady" Delacroix ... też bardzo byle jaka. Generalnie poza podkoszulką żony w tym obszarze dla mnie wyjazd nieudany.

Co innego w obszarze chodzenia. W starym dworcu z obrazami (nas interesowali przede wszystkim impresjoniści) nareszcie mogłem obejrzeć dzieła, które znałem wcześniej tylko z albumów. I samo muzeum, które pamiętałem wyłącznie ze zdjęć z języka francuskiego (i chyba tylko to zostało mi z tych lekcji w głowie). Cudowne porównanie Maneta i Moneta w "Śniadaniu na trawie" (ten drugi obraz namalowany jest w częściach, co mnie bardzo zdziwiło) i olbrzymia ekspozycja Picassa z okresu niebieskiego i różowego (obrazy ściągnięte z całego świata, w tym trochę pornografii).

Poza tym ... mieszkaliśmy romantycznie w hoteliku na Montmartre, więc całe wzgórze zwiedziliśmy bardzo dokładnie, razem z obejrzeniem Sacre Coeur, winnicą, biustem Dalidy, cmentarzem z mostem nad grobami (u nas nie do pomyślenia), Moulin de Galette i Moulin Rouge. Dwa ostatnie przybytki wyłącznie z zewnątrz, ale po obejrzeniu kolejek (nie chodzi tylko o długość, ale i o zawartość) wcale nie żałujemy.

Poza tym w Paryżu wyjątkowo mało wojska (widzieliśmy przez 4 dni raptem kilkanaście patroli), za to obrzydliwie pogrodzone wszystkie możliwe miejsca (nawet wieża Eiffla ogrodzona dookoła) i wszędzie zaglądają do toreb albo je prześwietlają.

Natomiast pomysł wyjazdu w grudniu ma kilka zalet. Wspaniale udekorowane Pola Elizejskie i wcześnie zapadający zmrok, który powoduje że większość obiektów jest wspaniale podświetlona. Koniecznie polecam Galerię Lafayete z olbrzymią choinką na siedem pięter i milionami kolorowych świateł w wielu odmianach.

Z negatywnych zaskoczeń sklep Abercrombie and Fitch. Zwykły nieciekawy sklep z odzieżowym chłamem. Towar tam nigdy nie był przesadnie atrakcyjny, ale oprawa ... W Paryżu zamiast półnagich modelek i modeli tańczących w rytm ogłuszającej muzyki z oświetleniem słabszym niż oświetlenie awaryjne w samolocie, powitało nas dwóch starych francuzów z mopami w rękach w normalnym oświetleniu. Sklep zszedł na psy.

Wszystkiego oczywiście nie da się opisać, ale w razie pytań chętnie odpowiem.

Komentarze

  1. Świetny, niespodziewany komentarz do "nieróżowej " rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że jest to bardzo ciekawy sposób na kolekcjonowanie wspomnień! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Schronisko Przysłop pod Baranią Górą

Cóż powiedzieć. Chcieliśmy z żoną ominąć to schronisko bo jak wiadomo (na szczęście to już historia) gorszego w Polsce nie było. No i na szczęście weszliśmy do środka. Pozytywny szok to zbyt słabe określenie tego co przeżyliśmy. Ciepło, miło, wspaniały zapach z kuchni, obie sale jadalne nabite tak, że niemal nie da się gdzie usiąść. I oczywiście gadżety (w tym podkoszulki) akurat dla mnie. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęły się zmiany, wydaje mi się że latem zeszłego roku było jeszcze nieciekawie, ale czas tak szybko biegnie, że może to było latem dwa lata temu. I co mogę napisać? Pyszne jedzenie, w tym doskonałe jedzenie wegetariańskie, choć takie mam wrażenie, że gdybym przeszedł na tą formę spożywania, byłbym głodny (może warto wprowadzić dodatkowo coś wegańskiego dla drwala?). Warto zwrócić uwagę, że nawet wegetarianki potrafią tam polecić doskonałego schabowego bez niepotrzebnego krzywienia się na to słowo. Pierogi, naleśniki, zupy, naprawdę duży wybór. I ceny w porównaniu ze s...

Biuro rzeczy znalezionych na Krawcow Wierch

Żona twierdzi, że znów ją chciałem zamordować. A trasa miała raptem 26 km, 1300 metrów podejść i 1250m zejść oraz 40 punktów GOT (które nic mi nie mówią). Po śniadaniu wyszliśmy ze schroniska na Przegibku i ruszyliśmy w kierunku Bacówki na Krawcow Wierch. Początkowo szło się nam rewelacyjnie. Bacówkę na Rycerzowej (niestety nie wchodziłem i nie wiem czy mają swoje podkoszulki), przełęcz Przysłop (ile tych Przysłopów jest?) i Talapkov "zrobiliśmy" w czasie krótszym niż wynikało to z map i drogowskazów. Przy czym nie za bardzo wiemy jak, bo pierwsze kilkaset metrów za Przyslopem w kierunku na Talapkov jest podejście stromizną niemal 60 stopniową po glinie usianej kamieniami. Przyznam, że nie wiem jak można tamtędy zejść w ogóle, a jak zejść w czasie ulewnego deszczu - nie pytajcie. Potem niestety było gorzej. Wydawało się nam że lecimy galopem, niestety na przełączy pod Oszastem, gdzie odchodzi żółty szlak na stronę słowacką byliśmy spóźnienie prawie godzinę. Jednym z pow...